poniedziałek, 28 lipca 2014

To oni strzygli Górskiego, aktorów i polityków

Z zewnątrz miejsce wygląda niepozornie. Duże, szare od kurzu okna a w nich firanki, plastikowe paprotki i dwa "oldschoolowe" plakaty fryzur z okładek dawnych żurnali. Pierwsze skojarzenie? Mieszane uczucie. Ale tu, na Grójeckiej, kryje się czar. To oni strzygli Górskiego, aktorów i polityków.









 - Jakie są tu ceny? - Co łaska. U nas to tak, jak u księży
- A są jakieś promocje? - Wszystko się zrobi. Czego tylko klient zapragnie
Kiedyś obok salonu fryzjerskiego na ul. Grójeckiej (tuż przy ul. Wawejskiej) były delikatesy Społem. - Tutaj przez ścianę był Dział Zamówień. Taki sklepik. Nawet od niego zostały drzwi. To było bardzo znane miejsce. Tak jak Supersam na pl. Unii Lubelskiej. Ogromne kolejki sie ustawiały - opowiada Konstanty. 






Teraz mniej 
Dzisiaj w zakładzie pracy coraz mniej. Konstanty i Krzysztof o bogatej przeszłości, niesamowitym uroku i niepodważalnych zdolnościach, narzekają na brak młodej klienteli. Chociaż z przekąsem komentują. - Młodzi przychodzą do młodych, a starzy przychodzą do starych. Mamy dużo swoich klientów, ale niestety ludzie się wykańczają... I to bardzo grozi temu miejscu. Bardzo - wspomina Krzysztof, który pracuje w swoim zawodzie prawie 50 lat. pierwsze fryzjerskie kroki stawiał w zakładzie na ul. Rutkowskiego 5 w Centrum. To tam strzygł m.in. Mistrza Polskich Kibiców - KanięOlszańskiegoUrbana, a nawet samego "Janka Pietrzaka" - jak mówi - z kabaretu pod Egidą. Dzisiaj Krzysztof jest wielkim kibicem, z tęsknotą wspomina "zżycie i wzajemną troskę ludzi z lat 70.". Oprócz tego podkreśla, skromnie i z drobną nieśmiałością, że nigdy w życiu nie jechał warszawskim metrem. 







Ja pracuję, od '67 roku. To będzie 48 lat mojej pracy. I byłem tylko w dwóch zakładach. Tu pracuję 37 lat. Na tym zakładzie urodził się mój syn – a na tamtym poszła produkcja (śmiech). Lata lecą. Pamiętam, jak sama Janowska przychodziła z dziećmi. Bardzo taka fajna, żywa. A ten jej mąż taki mały, szczuplutki, skromny i bardzo miły również. Raz go widziałem, jak jechał samochodem Grójecką, ale to było z 4-5 lat temu. Tego człowieka poznaje i widzę go nieraz, jak w telewizji występuje. W Niemczech robił jakieś projekty stadionów. To zdolny człowiek ten Zabłocki - opowiada Krzysztof. 






A jak doświadczony mistrz reaguje na nowoczesne cięcie? - Ta nasza konkurencja, nowe zakłady, to przecież otwierają ludzie którzy mają pieniądze, ale oni nie są fryzjerami! I zatrudniają takich ludzi, którzy niewiele potrafią. Dla mnie te „nowe” fryzury to jest kaleczenie zawodu. Ja byłem zupełnie inaczej uczony. Musiało być wszystko wycieniowane, równiuteńko, piękny cień, a tu – czym gorzej tym lepiej. Uczyłem się w zakładzie „Karol” też należał do spółdzielni. W niej było ponad sto zakładów. Mieściła się na Świętokrzyskiej. Na przeciwko Pałacu Kultury, zarząd – biuro. Mieli tam swoją pralnię, naprawę, maszyny... Spółdzielnia zatrudniała masę ludzi - wspomina rzemieślnik. 




Jaka jest recepta na zdrowy wygląd? 
Ja mam prawie 75 lat i nie siwieje, nie łysieje. I to jest sztuka. Nie denerwować się, nie naciągać za mocno sprawy, bo pęknie wszystko - opowiada Konstanty i dodaje: Natura jest najpiekniejsza. Wie Pani, nasz zawód to taki trochę psycholog. I chociaż trafiłem do niego przypadkiem to musze przyznać, że Politycy to takie w Sejmie łobuziaki robią „ura bura”, a potem jak przychodzą do fryzjera To spokojni tacy... Ile razy oni tu przychodzili i się wyżalali. Bo gdzie oni mieli, do kobity chodzić? Płakał niejeden na tym ramieniu! Ba, w "Dziennikach" były nasze fryzury. No i ludzie polityki je nosili, aktorzy, dziennikarze







Fryzjer, Ochota: Zakład przy ul. Grójeckiej przylega do Top Marketu. Nie obowiązują zapisy - można przyjść "z ulicy", a każdemu zostanie poświęcona odpowiednia ilość czasu. Fryzjerzy strzygą z najwyższą dokłądnością, przy okazji zalewając niesamowitymi opowieściami i poczuciem humoru. Zakład jest czynny do godziny 19:00, ale jak informują Fryzjerzy: "Czasem zostajemy kilkanaście minut dłużej. Jak ktoś jest u nas, to nigdy nie wygonimy!". Cennik i ofertę znajdziecie na jednym ze zdjęć w galerii do tego artykułu. Miejsce podzielono na część Damską i Męską. 

Fryzjer, Ochota. ul. Grójecka 51, Warszawa. 









Foto: SZYMON STARNAWSKI / więcej: http://warszawa.naszemiasto.pl/artykul/galeria/fryzjer-ochota-to-oni-strzygli-gorskiego-aktorow-i,2342308,t,id.html

poniedziałek, 7 lipca 2014

Open'er Festival 2014: Gdzie jest Jarek?

Właściwie nie wiadomo o jakiego Jarka chodziło. Żył na open'erowym polu namiotowym przez cztery dni. O drugiej w nocy, o czwartej, a czasem i w samo południe. „Jarek! Jarek!” - krzyczał tłum. Dołączali się do niego przypadkowi festiwalowicze. To tylko jedna z wielu sytuacji ukazujących życzliwość i zżycie ludzi podczas Open'er festival 2014.



Zainstalowaliśmy się na dzień przed oficjalnym startem czterodniowej imprezy. Przywitały nas występy raperów i DJ'set trwający do trzeciej nad ranem. Potem było już tylko lepiej. 

Przejąć pałeczkę 
Zwieńczeniem pierwszego dnia było złapanie, przez znajomego, pałeczki (z autografem) dziewczyny z Haim. Chociaż trzeba było nieźle się o nią siłować. Oprócz tego, z czwartku zapamiętałam genialną kolorową scenę i dobry występ Metronomy. W swoim stylu, chociaż bez słynnych uniformów, zagrał Interpol. Nadzieję na genialny festiwal wzbudził jednak występ The Black Keys i tekst, że „jesteśmy lepszą publiką niż na Glastonbury”. Oprócz tego zespół obiecał swoje przybycie, w lutym, do Łodzi. 



Powrót do Polski obiecał też Jack White

Banda wykręconych 
Spośród wielu opener'owych gwiazd powrót do Polski obiecał też Jack White. Cała banda wykręconych muzyków - gotycka skrzypaczka, piękność o fryzurze rodem z lat 30., czarnoskóry klawiszowiec wyginający w przedziwny sposób usta tworząc improwizacje, niesamowity blondyn w stylu maga, kapitalny perkusista i sam wokalista - wamp, jeden z symboli współczesnego rocka. Do tego cała gama kawałków, które znamy nie tylko z twórczości jednej formacji. Przed koncertem White'a znanego z tego, że nie cierpi smatfonów unoszących się ponad publiką, ukazało się ogłoszenie na telebimach z prośbą o nierejestrowaniu wydarzenia telefonami.


Polacy i tak byli sprytniejsi. Oprócz tego tłum na każdą basową linię melodyczną podobną do tej z kultowego „Seven Nation Army” reagował okrzykami. Ale i tak było bosko. 

DUŻO ZDJĘĆ i RELACJE znajdziesz też w specjalnym serwisie: Opener festival 

Dziękuję Faith No More za niesamowite aranżacje, Pearl Jam za to, że zagrali dwie i pół godziny w przepięknym stylu, Wild Beasts za romantyczną atmosferę, Foals za energii moc, Bocce za genialne przesłania wprost z ekranów, The Afghan Whigs za to, że byli. Przepraszam Phoenix – po czwartej piosence usnęłam. Dodatkowo dziękuję za „alter kino”, dzięki któremu mogłam posłuchać i powspominać The National, którego po genialnym warszawskim występie, zabrakło mi w tym roku na Open'erze. 

Kpina. Gorąco. Zimno 
Można mówić, że za drogo... Niektórzy narzekali na organizację. Inni na pogodę. „Za gorąco. Płatne prysznice, a w zwykłych zimna woda? Kpina...”. Wydaje się, że już taka nasza mentalność. Chociaż i tak mam nieodparte wrażenie, że festiwalowa aura zamienia mieszkańców naszego kraju w ludzi przemiłych. Pomagających sobie wzajemnie, żartujących i otwartych na nowe znajomości. Taka atmosfera z pewnością „bierze górę” na polu namiotowym. Przynajmniej od sześciu lat. I zaraża,co słychać - nawet w CB radiu - podczas trzygodzinnych korków na autostradzie.


Źródło i więcej zdjęć: http://bit.ly/1mB1s9A