poniedziałek, 7 lipca 2014

Open'er Festival 2014: Gdzie jest Jarek?

Właściwie nie wiadomo o jakiego Jarka chodziło. Żył na open'erowym polu namiotowym przez cztery dni. O drugiej w nocy, o czwartej, a czasem i w samo południe. „Jarek! Jarek!” - krzyczał tłum. Dołączali się do niego przypadkowi festiwalowicze. To tylko jedna z wielu sytuacji ukazujących życzliwość i zżycie ludzi podczas Open'er festival 2014.



Zainstalowaliśmy się na dzień przed oficjalnym startem czterodniowej imprezy. Przywitały nas występy raperów i DJ'set trwający do trzeciej nad ranem. Potem było już tylko lepiej. 

Przejąć pałeczkę 
Zwieńczeniem pierwszego dnia było złapanie, przez znajomego, pałeczki (z autografem) dziewczyny z Haim. Chociaż trzeba było nieźle się o nią siłować. Oprócz tego, z czwartku zapamiętałam genialną kolorową scenę i dobry występ Metronomy. W swoim stylu, chociaż bez słynnych uniformów, zagrał Interpol. Nadzieję na genialny festiwal wzbudził jednak występ The Black Keys i tekst, że „jesteśmy lepszą publiką niż na Glastonbury”. Oprócz tego zespół obiecał swoje przybycie, w lutym, do Łodzi. 



Powrót do Polski obiecał też Jack White

Banda wykręconych 
Spośród wielu opener'owych gwiazd powrót do Polski obiecał też Jack White. Cała banda wykręconych muzyków - gotycka skrzypaczka, piękność o fryzurze rodem z lat 30., czarnoskóry klawiszowiec wyginający w przedziwny sposób usta tworząc improwizacje, niesamowity blondyn w stylu maga, kapitalny perkusista i sam wokalista - wamp, jeden z symboli współczesnego rocka. Do tego cała gama kawałków, które znamy nie tylko z twórczości jednej formacji. Przed koncertem White'a znanego z tego, że nie cierpi smatfonów unoszących się ponad publiką, ukazało się ogłoszenie na telebimach z prośbą o nierejestrowaniu wydarzenia telefonami.


Polacy i tak byli sprytniejsi. Oprócz tego tłum na każdą basową linię melodyczną podobną do tej z kultowego „Seven Nation Army” reagował okrzykami. Ale i tak było bosko. 

DUŻO ZDJĘĆ i RELACJE znajdziesz też w specjalnym serwisie: Opener festival 

Dziękuję Faith No More za niesamowite aranżacje, Pearl Jam za to, że zagrali dwie i pół godziny w przepięknym stylu, Wild Beasts za romantyczną atmosferę, Foals za energii moc, Bocce za genialne przesłania wprost z ekranów, The Afghan Whigs za to, że byli. Przepraszam Phoenix – po czwartej piosence usnęłam. Dodatkowo dziękuję za „alter kino”, dzięki któremu mogłam posłuchać i powspominać The National, którego po genialnym warszawskim występie, zabrakło mi w tym roku na Open'erze. 

Kpina. Gorąco. Zimno 
Można mówić, że za drogo... Niektórzy narzekali na organizację. Inni na pogodę. „Za gorąco. Płatne prysznice, a w zwykłych zimna woda? Kpina...”. Wydaje się, że już taka nasza mentalność. Chociaż i tak mam nieodparte wrażenie, że festiwalowa aura zamienia mieszkańców naszego kraju w ludzi przemiłych. Pomagających sobie wzajemnie, żartujących i otwartych na nowe znajomości. Taka atmosfera z pewnością „bierze górę” na polu namiotowym. Przynajmniej od sześciu lat. I zaraża,co słychać - nawet w CB radiu - podczas trzygodzinnych korków na autostradzie.


Źródło i więcej zdjęć: http://bit.ly/1mB1s9A

0 komentarze :

Prześlij komentarz